169 lat w długach
Treść
W Bundestagu rozpoczęła się debata nad budżetem państwa na rok 2012. Już na samym początku dyskusji opozycja zarzuciła rządowi nieudolność i rujnowanie kraju. Koalicja rządowa idzie w zaparte i twierdzi, że tylko ona jest zdolna zapanować nad kryzysem.
Szef SPD Sigmar Gabriel stwierdził, że kanclerz Angela Merkel, odpowiedzialna za narastanie zadłużenia państwa, stąpa po cienkim lodzie, który w każdej chwili może się załamać. Słowa przewodniczącego socjaldemokratów mają oparcie w rzeczywistości, ponieważ według najnowszych obliczeń Komisji Europejskiej dług publiczny Niemiec na koniec bieżącego roku wyniesie 82,6 proc. PKB i przekroczy 25 mld euro. Wydatki państwa w roku podatkowym 2012 określono w ustawie budżetowej na kwotę 306,2 mld euro, a w roku 2015 mają one wzrosnąć do 315 mld euro. Dług w przyszłym roku przekroczy 27 mld euro.
Rząd zamierza wprawdzie kontynuować konsolidację budżetu, aby dotrzymać kryteriów dotyczących wielkości zadłużenia państwa, ale pomimo to założono większe zadłużenie, niż przewidywały pierwotne plany. Dopiero od 2016 roku w Niemczech zacznie obowiązywać konstytucyjny "hamulec zadłużenia", zgodnie z którym zobowiązania finansowe netto zaciągane przez państwo nie mogą przekroczyć 0,35 proc., a całkowity dług - 60 proc. PKB. Na razie po wszystkich korektach prognoz całkowite zadłużenie państwa niemieckiego wyniesie w bieżącym roku 81,1 proc. PKB. Zadłużenie kraju jest tak ogromne, że według obliczeń Związku Podatników, gdyby od tego momentu nasi zachodni sąsiedzi nie zaciągali żadnych nowych długów i zaczęli spłacać obecne zadłużenie wraz z odsetkami w wysokości 1 mld euro rocznie, to całkowicie spłaciliby swój dług dopiero za 169 lat. Rudolf Hickel z bremeńskiego Instytutu Pracy i Gospodarki nie ma najmniejszych wątpliwości, że Niemcy nigdy nie będą w stanie spłacić swojego długu.
Opozycja krytykuje budżet
Sigmar Gabriel stwierdził, że powiększenie długu w bieżącym roku przez obecną koalicję o następne 26 mld euro jest zdecydowanie błędnym kierunkiem. - Pani stawia niemiecką zasadę "hamulca bezpieczeństwa", która jest zapisana w konstytucji, na głowie - zwrócił się do kanclerz Angeli Merkel szef SPD. Jak dodał, zamiast w obecnej sytuacji oszczędzać, rząd staje się coraz bardziej rozrzutny. Podobnie inne frakcje opozycyjne ostro skrytykowały rządowe propozycje budżetowe. Parlamentarzyści partii Zielonych, krytykując rządowe plany ciągłego zadłużania, określili te działania mianem nieodpowiedzialnych. Szefowa Zielonych Renate Kuenast uznała rządy chadeków z liberałami za czas stracony dla Niemiec. - Ten rząd nie ma właściwego kompasu, jaką drogą należy iść, nie zna też żadnej odpowiedzi na trudne gospodarcze i ekologiczne pytania - podkreśliła Kuenast. Wytknęła również pogorszenie warunków dla rozwoju sfery nauki i oświaty.
Niemiecka lewica zarzuciła z kolei Angeli Merkel, że zamiast solidaryzować się ze społeczeństwem, broni interesów jedynie wielkich bankowców. - Zrobiła pani za pomocą szantażu z europejskiego projektu i z Unii Europejskiej swoiste biuro finansowe działające jedynie w interesie prywatnych banków - stwierdził szef lewicy Klaus Ernst. Przedstawiciele rządu, broniąc się przed zarzutami nieudolności, ostrzegali opozycję przed niebezpiecznymi próbami blokady koniecznych, ich zdaniem, reform gospodarczych, jakie proponuje koalicja CDU/CSU i FDP.
Euroobligacje to zły pomysł
Angela Merkel w trakcie debaty w Bundestagu zdecydowanie odrzuciła unijne propozycje wprowadzenia tzw. euroobligacji i skrytykowała propozycje Komisji Europejskiej dotyczące ich emisji dla strefy euro. - Uważam to za smutne i nieodpowiednie, że Komisja Europejska dzisiaj obstaje za propozycjami euroobligacji w rozmaitym kształcie i sugeruje w ten sposób, iż poprzez stworzenie wspólnych długów możemy pozbyć się słabości istniejących struktur Unii Europejskiej - powiedziała kanclerz. Jej zdaniem, ten pomysł jest niewykonalny.
Mechanizm euroobligacji miałby polegać na tym, że państwa strefy euro nawzajem gwarantowałyby swoje zadłużenie, co miałoby doprowadzić ogólnie do niższego oprocentowania i rozłożenia zadłużenia na wszystkie państwa eurolandu. Stopa procentowa byłaby wtedy taka sama w całej strefie. Za takim rozwiązaniem opowiada się Francja, ale Niemcy są zdecydowanie przeciwne. Kanclerz Merkel i niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble są przekonani, że euroobligacje byłyby dla Niemiec niekorzystne.
Na wspólnych papierach wartościowych strefy euro skorzystałyby co prawda zadłużone kraje, które muszą płacić bardzo wysokie odsetki za własne obligacje państwowe, ale dla Niemiec euroobligacje oznaczałyby większe koszty spłaty długu niż obecnie, dlatego rząd Merkel jednoznacznie odrzuca ten pomysł. Merkel domaga się raczej zmian w traktacie unijnym, które pozwoliłyby na wzmocnienie dyscypliny finansowej państw eurostrefy. Tylko tym sposobem - twierdzi kanclerz - będzie można krok po kroku odbudować utracone zaufanie. Merkel przypomniała też, że w całej Unii Europejskiej w ciągu ostatnich 10 lat tzw. pakiet stabilizacyjny był naruszany 60 razy.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik Czwartek, 24 listopada 2011, Nr 273 (4204)
Autor: au