147 lat i koniec?
Treść
Podjęta przez PKP Cargo decyzja dotycząca napraw wagonów wyłącznie we własnych, nieprzygotowanych do tego warsztatach doprowadziła już do konieczności zwolnienia w kwietniu 400 osób z załogi Zakładów Naprawy Taboru Kolejowego w Łapach. Jeżeli największy w kraju przewoźnik w najbliższym czasie nie zmieni zdania, wyspecjalizowany, istniejący prawie 150 lat zakład upadnie i na bruk pójdzie kolejnych 350 pracowników tej firmy. Upadek grozi również pozostałym pięciu polskim zakładom naprawy taboru kolejowego, a samemu taborowi, własności Narodu, rychła ruina.
Trudna sytuacja ZNTK w Łapach wynika w dużej mierze z jego odległego położenia od siedzib prywatnych polskich przewoźników, którzy nadal zlecają naprawy. - Prywatni przewoźnicy działają głównie na południu kraju, tam gdzie są kopalnie, huty, gdzie jest rozwinięty przemysł, więc bardziej im się opłaca korzystać z usług ZNTK od nich nieodległych. Gdyby nam zlecili naprawy, ponieśliby duże koszty związane z transportem wagonów do dalekich Łap - tłumaczy Marek Sobociński, szef zakładowej "Solidarności". Zakład przygotowany jest również do produkcji wagonów towarowych oraz do ich modernizacji, ale teraz nie ma tego typu zamówień. Firma posiada specjalistyczne maszyny do remontów wagonów, ma taki wąski profil działalności, więc inne usługi może wykonywać w bardzo ograniczonym zakresie. Natomiast szukanie nowych klientów, którzy chcieliby naprawiać wagony w Łapach, niewiele może pomóc, gdyż PKP Cargo posiada 80 procent wagonów jeżdżących w Polsce. - My nie żądamy od PKP Cargo, aby nam dawało zlecenia. Chcemy, żeby w normalnym trybie ogłaszało przetargi, w których będziemy mogli przedstawić swoją ofertę - mówi Jacek Łupiński, wiceprezes ZNTK w Łapach. Przedstawiciele zakładowych związków zawodowych twierdzą natomiast, że byli przez PKP Cargo od wielu miesięcy zwodzeni co do prawdziwego stanu rzeczy. - Wielokrotnie wysyłaliśmy im zapytania, dlaczego nie ma procedur przetargowych, dlaczego nie ma zleceń napraw. Od sierpnia 2008 odpowiadano nam, że lada moment będzie przetarg. Ostatecznie przetarg na naprawę 1200 wagonów miał być ogłoszony 15 lutego 2009 roku. Ale zamiast tego PKP Cargo ogłosiło, że żadnych przetargów nie będzie - mówi Sobociński. Przez ostatni rok, kiedy realizowano zamówienia jeszcze z roku 2007, sytuacja w zakładzie była stabilna, choć nikomu się tu nie przelewało. Na początku tego roku zwykli pracownicy dostawali około 800 złotych miesięcznie na rękę. Od lipca ubiegłego roku załoga nie otrzymuje premii, która stanowi 30 procent wypłaty. - Żeby było normalnie, powinniśmy naprawiać jakieś 120 wagonów miesięcznie, a naprawialiśmy około 70 - opowiada. Jednak obecnie, kiedy nie ma żadnych zamówień ze strony PKP Cargo, sytuacja załogi jest dramatyczna. Nie uruchamiając procedury przetargowej, odcięto nas od środków do życia - skarży się Marek Sobociński.
Upadek zakładu najbardziej dotyka jego załogę
Łapy to niewielkie miasto położone około 30 kilometrów na zachód od Białegostoku. Podobnie jak w całym województwie podlaskim, przemysłu prawie tu nie ma. Istniejące od 147 lat Zakłady Naprawy Taboru Kolejowego w Łapach, zatrudniające 750 osób, są największym pracodawcą w tym mieście. W ubiegłym roku 140 mieszkańców Łap straciło pracę w cukrowni zlikwidowanej przez Krajową Spółkę Cukrową. Już wówczas bezrobocie mocno tu wzrosło. Zwolnienie w zakładzie kolejowym (od połowy kwietnia) 400 osób zwiększy je drastycznie. A jeżeli PKP Cargo w najbliższym czasie nie złoży zamówienia w zakładzie napraw wagonów, to pracę straci reszta załogi (350 osób). Dla zwalnianych i ich rodzin jest to prawdziwy dramat. - Pracuję tu ponad 20 lat. W Łapach na pewno nie znajdę innej pracy. Może wyjadę do Warszawy albo za granicę - mówi jeden z pracowników ZNTK. Załoga zakładów to przeważnie mężczyźni, ojcowie często licznych rodzin. - Mam siedmioro dzieci. Jak ja je teraz wyżywię, ubiorę? - pyta rozżalony ojciec. W szczególnie dramatycznej sytuacji znalazły się rodziny, w których ojciec i matka, a czasem nawet któreś z dzieci pracuje w zakładzie. Dochód takiej rodziny spada praktycznie do zera. Sytuacji dramatycznych tu nie brakuje. - Moja żona nie pracuje, a dzieci trzeba z czegoś utrzymać - martwi się Franciszek Tur, który z ZNTK związany jest już 33 lata. Dla wielu, takich jak np. Marek Sobociński (30 lat pracy), upadek zakładu to także zerwanie bogatej tradycji rodzinnej. Reprezentuje on bowiem już trzecie pokolenie kolejarskiej rodziny, której członkowie związali swój los z ZNTK w Łapach. Większość członków załogi pytanych o swoją sytuację życiową w obliczu upadku zakładu tylko bezradnie rozkłada ręce, a słowa więzną im w zaciśniętych rozpaczą gardłach.
Czy ta decyzja jest racjonalna?
- Rozumiemy, że decyzja o naprawie wagonów własnymi siłami została wymuszona na dyrekcji Cargo przez związki zawodowe, które, znając złą sytuację finansową swojej firmy, w ten sposób chcą bronić miejsc pracy. Czy w sytuacji podejmowania takiej decyzji kierownictwo Cargo nie powinno się raczej kierować przyszłością Cargo i interesem narodowym, a nie związkowym? - pyta Łupiński. - Przy naprawie wagonów liczy się doświadczenie. My istniejemy prawie 150 lat. W związku z tym mamy olbrzymie doświadczenie. Praca w zakładach to często tradycja wielopokoleniowa. Do tego jeszcze trzeba uwzględnić fakt, iż posiadamy bardzo drogi i profesjonalny sprzęt, którym warsztaty Cargo nie dysponują, dlatego niektórych prac oni nie są w stanie wykonać, do czego zresztą sami nam się przyznają - tłumaczy.
Decyzję PKP Cargo negatywnie ocenia również Roman Czepe, burmistrz Łap. - Jeżeli od dziesiątków lat istnieją zakłady, które profesjonalnie zajmują się remontami taboru kolejowego, to po co je teraz wykańczać, a zlecać remonty nieprzygotowanym do tego warsztatom PKP Cargo. Żeby one mogły remontować wagony, trzeba im dać sprzęt, pracowników, wydać na to dużo pieniędzy. I to ma być oszczędność? A co z olbrzymim bezrobociem w naszym mieście, które ta decyzja powoduje? - pyta burmistrz Roman Czepe. - PKP Cargo może się rzeczywiście przeliczyć, stawiając jedynie na swoje siły przy remoncie wagonów. Warsztaty tej firmy są w stanie przyjąć rocznie do remontu najwyżej około 600-800 wagonów prostej konstrukcji (w samych Łapach naprawiano około 1000 wagonów rocznie), natomiast cały tabor Cargo to około 10 tysięcy wagonów.
PKP Cargo rozwiązania tej sytuacji szuka w niebezpiecznych dla taboru i ludzi oszczędnościach. Nie jest w stanie swoimi siłami naprawiać wagonów specjalistycznych, więc po prostu ich nie naprawia. W tym roku skreślono już z planu - wymagających pilnej naprawy - 50 takich wagonów. Z powodu tego typu decyzji stan techniczny taboru polskiego narodowego przewoźnika staje się coraz gorszy. Przez to również coraz mniej konkurencyjny dla zagranicznych firm przewozowych, które wchodzą na nasz rynek. - A wszystko to dzieje się za aprobatą ministerstwa. Bo gdy spytaliśmy ministra infrastruktury, czy on wie, jaka jest sytuacja ZNTK, odpowiedział nam, że na decyzję dyrekcji Cargo nie ma wpływu. Ale przecież to nieprawda, bo to minister powołuje prezesa i zarząd tej państwowej firmy. Bez odpowiedzi pozostaje również nasze pismo w tej sprawie skierowane do wicepremiera Waldemara Pawlaka - skarży się na brak interwencji rządu Łupiński.
A tymczasem pod nosem PKP Cargo szybko rośnie konkurencja
PKP Cargo jeszcze kilka lat temu było monopolistą na polskim rynku kolejowych przewozów towarowych. Jednak po tzw. liberalizacji tego rynku, która zaczęła się w roku 2003 i trwa do dziś, powstało wielu polskich prywatnych przewoźników, którzy świadczą takie same usługi jak PKP Cargo. Dwie z tych spółek, CTL i PCC, zdobyły wiodącą pozycję w tym prywatnym sektorze. W roku 2008 firma CTL została sprzedana angielskiemu funduszowi inwestycyjnemu Freigthliner. Natomiast na początku 2009 roku PCC kupiła niemiecka Deutsche Bahn. - Powoduje to, że niemiecki przewoźnik oficjalnie zaczął działać na polskim rynku. Ma on wszelkie potrzebne licencje na bocznice, wagony. Teraz to tylko kwestia czasu jak potężne niemieckie koleje zaczną przejmować nasz rynek - mówi Jacek Łupiński. Dodaje, że nie zamierzają one zrobić tego same. - Niemiecka firma niedawno wystawiła 49 procent akcji CTL na sprzedaż. Nie tylko moim zdaniem, ta oferta skierowana jest wyraźnie w stronę kolei rosyjskich. Jeżeli powstałaby taka niemiecko-rosyjska spółka, szybko przejęłaby polski rynek przewozów towarowych. Wtedy Polska będzie tylko krajem tranzytowym między Wschodem i Zachodem - ostrzega Łupiński.
Kłopoty Cargo trochę na własne życzenie
Światowy kryzys gospodarczy uderzył mocno w przewoźników towarów. Odczuło go i PKP Cargo. W stosunku do stycznia ubiegłego roku, w styczniu 2009 roku zamówienia na przewozy spadły w firmie o 40 procent. Kierownictwo PKP Cargo w tej trudnej sytuacji - zdaniem Łupińskiego - zachowuje się trochę tak, jakby "straciło głowę" i podejmuje decyzje zbyt pochopne, które w przyszłości mogą okazać się bardzo szkodliwe. Chodzi m.in. o pomysł, żeby spadek przewozów leczyć likwidacją części taboru, którego utrzymanie kosztuje. - Między innymi nasz zakład wygrał jeden przetarg na kasację 121 wagonów towarowych. Wykonaliśmy już w tym roku to zlecenie. Jednak muszę powiedzieć, że wiele z tych wagonów niszczyliśmy z ciężkim sercem, ponieważ były one w dobrym stanie. Często w zakładzie reperowaliśmy wagony, które były w stanie o wiele gorszym i jeżdżą one z powodzeniem do dziś - mówi Łupiński. - Czy nie lepiej byłoby, gdyby Cargo sprzedało je z zyskiem prywatnym polskim przewoźnikom, którzy potrzebują wagonów? - pyta wiceprezes. Odpowiedź jest taka, że Cargo traktuje te polskie firmy jak konkurencję i woli stracić, niż sprzedać im wagony. Prywatni przewoźnicy nie mając wyboru, wydają pieniądze za granicą i kupują zdezelowane wagony m.in. w Bułgarii, Rumunii czy na Węgrzech. - Teraz Cargo "płacze", że nie ma pieniędzy, m.in. na naprawę wagonów z ZNTK. Więc my pokazujemy, jak na takim podstawowym poziomie te pieniądze z tej państwowej firmy uciekają - mówi Łupiński.
Zbigniew Ekiert, prezes ZNTK Łapy, w trakcie spotkania z załogą pod koniec marca br. ujawnił, że dwaj mężczyźni, którzy twierdzili, iż działają na korzyść osób z kierownictwa PKP Cargo, złożyli jemu i jego zastępcy propozycje korupcyjne. Śledztwo w tej sprawie prowadzi warszawska prokuratura okręgowa i białostocki oddział Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Propozycje płatnej protekcji zostały złożone w maju 2008 roku prezesowi ZNTK, a w czerwcu tego roku także Jackowi Łupińskiemu, dyrektorowi ds. handlowych tej firmy. Doniesienie do prokuratury złożył Ekiert. Jej rzecznik nie chciał jednak nic więcej powiedzieć. Niektóre szczegóły dotyczące propozycji korupcyjnych ujawnił nam jednak Jacek Łupiński, wiceprezes ZNTK Łapy. - W roku 2008 dokończyliśmy zamówienia z roku poprzedniego. Nowych przetargów nie było. Jednak wiedzieliśmy, że bez przetargów zleca się niektórym zakładom naprawy wagonów węglarek. Zasady przyznawania tych zleceń były dla nas niejasne, więc zaproponowaliśmy PKP Cargo, że naprawimy 1200 węglarek po określonej cenie. Dwa dni potem do prezesa Ekierta zgłosił się człowiek, który doskonale znał naszą ofertę i zadeklarował, że za 3 mln zł jest w stanie doprowadzić do jej realizacji - relacjonuje. Ekiert nie skorzystał z propozycji. - Po miesiącu z podobną ofertą zwrócił się do mnie inny pan - mówi Łupiński. Dodaje on, że propozycje korupcyjne dwóch mężczyzn złożyło nie telefonicznie, ale bezpośrednio. Jacek Łupiński powiedział nam, że jednego z nich zna. Ujawnił, iż jedna z osób nie jest związana z kolejnictwem, a druga tak.
Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk w dopowiedzi na prośby ZNTK o pomoc wskazuje, iż są to firmy prywatne i państwo ma bardzo ograniczone możliwości w udzieleniu im wsparcia.
Adam Białous
"Nasz Dziennik" 2009-04-02
Autor: wa