Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemcy chcą wyrzucać z UE za krytykę eurokonstytucji

Treść

Jak się komuś nie podoba unijna konstytucja, niech wystąpi z Unii Europejskiej - w taki sposób na delikatne obiekcje wysunięte przez przywódców Polski i Czech na zakończonym w niedzielę w Berlinie szczycie UE zareagował jeden z niemieckich polityków. Podobnie wypowiadają się inni jego koledzy, a także niemieckie media. W ten sposób wprost dają wyraz temu, jak widzą porządek w UE: rządzić mają w niej wielcy i zwolennicy superpaństwa, a reszta ma siedzieć cicho.



Były przewodniczący Parlamentu Europejskiego Klaus Haensch z SPD w wywiadzie dla gazety "Berliner Zeitung" stwierdził m.in.: "Kto nie chce zaakceptować UE, ten powinien pomyśleć o odejściu. Każdy kraj członkowski, który nie zamierza poprzeć nowej ustawy zasadniczej i nie chce reformy Unii, powinien się zastanowić, czy nie opuścić jej szeregów. Jeżeli nie dojdzie do porozumienia w sprawie konstytucji, to trzeba będzie postawić sobie takie pytanie".
Jeszcze inny pomysł przepchnięcia szybko i na siłę eurokonstytucji proponuje szef niemieckich liberałów z FDP, Guido Westerwelle. Uznał on, że jeżeli jakieś państwo nie przyjmie eurokonstytucji, trzeba zgodzić się na podział Unii na tzw. jądro i peryferia. W wywiadzie dla niemieckiego radia Deutschlandfunk stwierdził on, że jeśli jakieś kraje z wewnętrznych powodów nie chcą zaakceptować konstytucji, to powinny ją ratyfikować pozostałe kraje. - Być może nie uda się już odejść od podziału na Europę dwóch prędkości - oświadczył Westerwelle.
Niemiecka prasa już teraz zaczyna wywierać nacisk na przeciwników nowej konstytucji. Gazeta "Financial Times Deutschland" w swoim komentarzu oskarżyła Czechy i Polskę, że "zakłóciły harmonię szczytu Unii Europejskiej". Zarzuciła też Lechowi Kaczyńskiemu i czeskiemu prezydentowi Vaclavowi Klausowi, iż swoimi komentarzami przekreślili zamiary kanclerz Niemiec Angeli Merkel na realizację jej "ambitnego planu wejścia w życie traktatu konstytucyjnego". Klaus tymczasem zauważył w Berlinie, że "deklaracja berlińska została wprowadzona bez niezbędnej debaty demokratycznej, a tak nie powinno się postępować".
Natomiast polski prezydent Lech Kaczyński podczas konferencji prasowej stwierdził, iż traktat konstytucyjny przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku może być gotowy i zaakceptowany przez wszystkie kraje, ale jeszcze nieratyfikowany, ponieważ pozostało na to za mało czasu.
Delikatne obiekcje przywódców Polski i Czech wywołały furię zwolenników unijnego superpaństwa w Niemczech, także tamtejszych mediów. "Żarty się skończyły" - zatytułowała jeden ze swoich komentarzy na temat szczytu w Berlinie gazeta "Sueddeutsche Zeitung", mając na uwadze kwestię nowej konstytucji. Zdaniem monachijskiej gazety, dokument ten musi zostać jak najszybciej uchwalony. Tytuł najlepiej oddaje faktyczny stan niemieckich emocji w dzisiejszej debacie na ten temat.
Niemcy nie chcą już dłużej czekać i tak jak zapowiada Angela Merkel, zamierzają zrobić wszystko, aby w 2009 r. powstała nowa ustawa, która zreformuje UE. Kanclerz domaga się szybkiego tempa podejmowania decyzji i zapowiada, że podczas dyskusji na ten temat będą padały mocne i stanowcze argumenty.
Merkel zapowiedziała w Berlinie zorganizowanie specjalnej międzyrządowej konferencji na temat losów konstytucji (terminu jeszcze nie podano, ale gazeta "Die Welt" już ją nazwała "konferencją na ratunek konstytucji"; najprawdopodobniej miałaby się odbyć podczas portugalskiej prezydencji). Ponadto na szczycie brukselskim w czerwcu tego roku kończąca się niemiecka prezydencja zamierza przedstawić specjalny plan działania w sprawie eurokonstytucji.
Waldemar Maszewski, Hamburg

Prof. Mirosław Piotrowski, poseł do Parlamentu Europejskiego:
- Z Klausem Haenschem polemizuję od dawna. Ten polityk trzyma się konstytucji strasznie! W kuluarach Parlamentu Europejskiego posłowie chadeccy takich opinii nie wygłaszają. Znam posłów z grupy socjalistycznej, Niemców, którzy istotnie od początku kurczowo trzymają się tekstu pierwotnego eurokonstytucji i nie chcą od niego odstąpić. Niemniej jednak będą musieli zrewidować swoje poglądy, gdyż rzeczywistość już dawno ich wyprzedziła.
not. AMJ

Paweł Zalewski (PiS), przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych:
Oczywiście, wypowiedź pana Haenscha możemy odnieść do Polski. Ale zarazem warto zauważyć, że to nie Polska była krajem, który miał wątpliwości i który krytykował np. deklarację berlińską. Nie ulega jednak wątpliwości, że taka wypowiedź jest niestosowna. Niestosowna dlatego, że to nie jest tak, iż o prawie do bycia w Unii Europejskiej decyduje stosunek do projektu traktatu konstytucyjnego. Podstawą bowiem UE nie jest projekt traktatu konstytucyjnego, ale wspólne wartości i akceptacja podstawowych zasad, na których Unia została zbudowana. Traktat konstytucyjny został zakwestionowany w legalnych referendach we Francji i Holandii i nie wiem, czy to akurat te kraje były przewodniczący PE miał na myśli. Jeżeli tak, to trudno sobie wyobrazić realizację jego groźby. Polskie podejście jest bardzo konstruktywne. Opowiadamy się za zmianą tekstu traktatu, tak aby był on do zaakceptowania przez wszystkie kraje. Podobnie jak inni przedstawimy swoje propozycje zmian. Jestem przekonany, że kierując się wolą porozumienia, osiągniemy je do 2009 roku.
not. AMJ
"Nasz Dziennik" 2007-03-27

Autor: wa